A wonderful book entitled "The Garden Classroom", reminded me of a classic craft for kids I used to make with my mom 30 years ago. In general, my girls love creating artworks, but this very craft turned to be a smashing success! I suppose Kornelia has reached the state of consciousness called "Flow" (see: "The Flow" by Mihaly Csikszentmihalyi). She was so absorbed in the activity that nothing else mattered. The outcomes of her creative activity were: 1. the collection of beautiful butterflies hanging on the wall in Korni's room 2. her genuine satisfacion :-) Tradycyjne rękodzieło Wspaniała książka, "The Garden Classroom", przypomniała mi o klasycznej pracy plastycznej dla dzieci, którą sama wykonywałam pod okiem mojej mamy 30 lat temu. Zazwyczaj moje córki chętnie bawią się ze mną w sztukę, ale ta praca przebiła chyba wszystko, co robiłyśmy do tej pory. Przynajmniej jeśli chodzi o trzyletnią Kornelię. Przepływ Przeczuwam, że moja starsza córka osiągnęła przy tej zabawie stan świadomości nazywany "Przepływem" (patrz: psychologia optymalnego doświadczenia autorstwa Mihaly'a Csikszentmihalyi). Oznacza on stan wewnętrznego uskrzydlenia podczas wykonywania absorbującej czynności, w której można się zatracić. Moje dziecko tak wciągnęło się w produkcję motyli, że przez dłuższą chwilę nie liczyło się dla niej nic innego. W efekcie tych działań Korni uzyskała: 1. kolorową kolekcję motyli na ścianie 2. autentyczną satysfakcję :-) Krok po kroku Zasada jest prosta: malujesz połowę motyla, by następnie złożyć kartkę na pół i odcisnąć tę połowę na pozostałej części kartki uzyskując symetrycznego motyla. Z myślą o moich małych dzieciach wprowadziłam pewne ułatwienie: wcześniej naszkicowałam połowę motyla, narzucając tym oczekiwany kształt. Kornelia wypełniała więc obrys, a następnie składała kartkę na pół. Otwieranie kartki było momentem największych emocji, oto magia zaczynała działać! Zachwyt wręcz buchał z mojej córki, która wydawała z siebie bardzodorosłe okrzyki, typu "Mamo, spójrz jaki ładny motyl! Ale on piękny!" Zaledwie o rok młodsza Natasza miała swoją wizję rękodzieła...
0 Komentarze
There is a theory that together with the child and the educator, the environment in which we learn plays a role of the third teacher. We can easily understand that concept when we take our kids outside. Let's take a garden. The garden itself provides an engaging and involving curriculm and stimulates motivation, offering a wide variety of natural materials. Due to the fact we have a very small garden with limited space, we have planted only four apple trees and a rose bush there to leave maximum place for our kids to play. It is a very practical - but also boring type of a garden. That's why this year we decided to grow some beautiful flowers in different pots - grow them from seeds to enable our girls observing the whole growing process (or even a cycle, when it comes to sunflowers, which produce new seeds). Planting took us one lovely afternoon, but the educational part has just begun: we water the flowers every day and observe first sprouts coming out. Trzeci nauczyciel Istnieje teoria mówiąca, że obok nauczyciela i ucznia, środowisko w którym dokonuje się proces edukacyjny jest trzecim nauczycielem. Bez trudu możemy to zauważyć i zrozumieć zabierając nasze dzieci na dwór. Weźmy na przykład ogród. Ogród sam w sobie stanowi interesujący i stymulujący program nauczania, a także rozwija motywację do poznawania oferując nam szeroki wybór naturalnych materiałów edukacyjnych. Nasz ogród Słowo "ogród" brzmi dumnie. Nasz ogród jest jednak bardzo skromny, więc z uwagi na ograniczoną przestrzeń zasadziliśmy w nim tylko cztery jabłonki i krzew różany, zostawiając naszym dzieciom maksymalnie dużo przestrzeni do zabawy. To taki bardzo praktyczny, ale i nieco nudny model ogrodu, dlatego w tym roku postanowiliśmy wyhodować trochę kwiatów w doniczkach. Wyhodować je z nasion - tak aby umożliwić dzieciom obserwowanie całego procesu wzrostu (a nawet cyklu w przypadku słoneczników, które produkują nowe, łatwe w zbieraniu nasionka). Taką hodowlę z powodzeniem można przeprowadzić również na balkonie. Lekcja w ogrodzie
Najpierw było wybieranie nasion i cebulek kwiatowych, a potem dobór doniczek i alternatywnych naczyń - znalazła się tu plastikowa torebka, słoik i puszki po pomidorach. Chcieliśmy zasadzić kwiaty w starym bucie, ale jak na złość wszystkie nasze buty są wciąż zdatne do użytku i pechowo nie uświadczysz starego kalosza. Przeszło mi przez myśl zakupienie nowego obuwia w Pepco, żeby ziścić moją wizję, ale zaraz puknęłam się w głowę: przecież ideą sadzenia roślin w kaloszu jest recycling, a nie kupowanie nowych produktów. Wyobraźnia trochę mnie poniosła! Przygotowaliśmy wszystkie materiały i zabraliśmy się do miłej pracy. Przy okazji odbyła się "lekcja" matematyki - liczenie i sortowanie nasion. Sadzenie kwiatów zajęło nam jedno urocze popołudnie, ale to dopiero początek naszej lekcji przyrody: codziennie podlewamy nasze nasiona w doniczkach i mimo, że minęło zaledwie kilka dni od sadzenia, już obserwujemy pierwsze kiełkowanie! It was a dull, rainy afternoon when I got back home yesterday. I had shivers all day long and felt as if this rain was falling straight to my brain. What was this saying about April? That its showers bring May flowers? Whether it is true or not, it gives me some rays of hope on days like yesterday. In order to uncharm the dark afternoon, and bring a bit of spring to our house, I let my girls make a tulip craft. They used a spot of paint, a fork and a marker. It was the first time both of them drew stems and leaves. Who said tulips MUST always be fresh? Było szaro i deszczowo gdy wróciłam wczoraj po południu do domu. Deszcz lał niemal przez cały dzień, miałam wręcz wrażenie, że zalewa mi mózg. "Kwiecień, plecień...." był wczoraj iście jesienny. Jak to było w angielskim przysłowiu? Że niby kwietniowe deszcze zwiastują majowe kwiaty. Prawda to czy nie, zawsze jakaś pociecha.
Aby odczarować brzydką pogodę i wprowadzić do domu wiosenne orzeźwienie, zrobiłyśmy z dziewczynami tulipanowe rękodzieło... yyy... widelcodzieło. Wykorzystałyśmy do tego odrobinę farby plakatowej, marker i widelczyk. Dziewczynki po raz pierwszy w życiu rysowały łodygi i liście. Kto powiedział, że tulipany zawsze MUSZĄ być świeże? These are the first suncatchers we ever made at home. A simple and engaging way to explore colors and light! Oto nasze pierwsze dziecięce witraże zrobione w domu. Bardzo prosty i zarazem fascynujący sposób na zabawę z kolorem i światłem! Ramkę zrobiłam dziewczynom w trzy minuty, a zanim usadowiły się wygodnie na krzesłach, ja zdążyłam pociąć bibułkę na małe elementy. Jak tylko dziewczyny uznały, że witraże są gotowe, zaczęły biegać z nimi po domu, by przykładając je do okien "podświetlać" swoje dzieła.
Ostatecznie przyczepiłam je do okna w pokoju dziecięcym, gdzie łapią światło każdego dnia. Have you ever explored how fun it is to play with rice? It's a perfect tool for making sensory bins or trays, teaching mathematics and practising fine motor skills. Making rainbow rice encourages even more learning opportunities: recognizing colors, as well as using senses to discover the environment and experiment different solutions. On the top of that, it gives so much fun! Zabawa sensoryczna z kolorowym ryżem Ryż jest wspaniałym narzędziem do nauki matematyki (odmierzanie) oraz rozwijania motoryki małej. Przy jego pomocy z powodzeniem można tworzyć pudełka sensoryczne, ćwiczyć przesypywanie i układanie kształtów. Pofarbowanie ryżu na kolory tęczy daje jeszcze więcej możliwości: pozwala ćwiczyć naukę kolorów, a przede wszystkim w ciekawy i pobudzający wyobraźnię sposób odkrywać najbliższe otoczenie. Jak pofarbować ryż To bardzo proste. Nie znając sprawdzonych przepisów na farbowanie ryżu zakolorowałam go barwnikami spożywczymi, umieszczając ok. 200g ryżu i rozmieszany w odrobinie wody barwnik w zamykanym na suwak woreczku. Kornelia zrobiła resztę: potrząsając torebką i ugniatając w niej ryż perefekcyjnie rozprowadziła po nim kolorant. Moje zabawy nie są planowane ze szczególną starannością: zazwyczaj używam tego, co mam pod ręką, nie stosuję się drobiazgowo do przepisów, nie mam przygotowanego miejsca w aparacie na nowe zdjęcia i filmy, a jak już strzelę fotkę telefonem to okazuje się że w tle zdjęcia ujęty jest codzienny domowy bałagan. No cóż, wychodzę z założenia że najważniejsze jest zadowolenie dzieci (jak również zadowolenie mojej niecierpliwości). W związku z tym, dopiero dziś odkryłam w internecie skomplikowane przepisy na farbowany ryż - z użyciem alkoholu lub octu, farb i pojemników, a także instrukcjami typu: "suszyć na słońcu przez cały weekend" (hello!). Po weekendzie nie pamiętałabym o ryżu, o ile w ogóle nie zostałby w "międzyczasie" porozrzucany po ogródku lub zjedzony przez Nataszę... Nasz nieprofesjonalnie zafarbowany ryż wyszedł na szczęście znakomicie, a suszył się CAŁE pół godziny. Tylko dla matek o mocnych nerwach Nie da się ukryć, że zabawa z ryżem, jeszcze do tego farbowanym, to brudna robota. Nie obyło się u nas więc bez problemów: Natasza chciała "nie ten" kolor (do końca nie wiem, o jaki kolor jej chodziło i mimo, że wołała "purple, purple", fiolet również był "nie tym".) Następnie pochłonęła garść surowego, niebieskiego ryżu (w tym miejscu składam niebiosom dziękczynienie za to, że intuicyjnie użyłam barwników spożywczych, a nie polecanych wszem i wobec farb i alkoholu!). Zabawa skończyła się mega bałaganem i kłótnią dziewczyn o miotłę. Ogólnie jednak, jeśli jesteś rodzicem o mocnych nerwach, zabawa jest fantastyczna i naprawdę godna polecenia. Ryż można przechowywać miesiącami w zamkniętych opakowaniach, a sposoby na jego wykorzystanie można by wymieniać bez końca. Moim dziewczynom starcza póki co przesypywanie go z pojemniczka do pojemniczka i chodzenie po nim bosą stópką :-) "Collect memories, not things..." Święta minęły nam w sielskiej atmosferze. W Poniedziałek Wielkanocny ok. godziny 12.30 leżeliśmy na plaży słuchając szumu morza i chichotu dziewczynek turlających się w ciepłym piasku. Tuż przed wyjazdem napchaliśmy kieszenie piaskiem i muszelkami, z których dzień później zrobiliśmy pamiątkowe prace plastyczne. Get out those old magazines and start cutting!
One evening Kornelia caught me trimming out some facial features (eyes, lips and noses) which I wanted to keep for a rainy day. No way, this craft couldn't wait a minute! Kornelia, already wearing her pyjamas, immediately started gluing the face parts to the pre-drawn heads. We had so much fun and laughter! Nasza ostatnia zabawa odbyła się na wpół spontanicznie, gdy któregoś wieczoru Kornelia nakryła mnie na wycinaniu elementów z czasopism. Cóż, nie lubię niczego marnować. Postanowiłam wykorzystać kiedyś do zabawy zdjęcia z różnych magazynów - taki as w rękawie na wypadek nudnego, deszczowego popołudnia. Tymczasem, moje dziecko ubrane już w piżamę, z miejsca przystąpiło do zabawy w kreowanie twarzy. Przecież taka atrakcja nie mogłaby czekać choćby minuty! Zabawa przyniosła nam strasznie dużo radości i śmiechu. Do zadania potrzebne są usta, oczy i nosy powycinane z kolorowych czasopism, klej, naszkicowane na papierze "puste" twarze oraz wyobraźnia :-) How do you store and display 125 artworks that your kid creates... in one month? Crafts brought daily from preschool, drawings and paintings made at home, not to mention the fact that if you have more than one child, the number gets even bigger. The moment Kornelia started bringing her "masterpieces" from preschool I had a feeling there must be a better way than cluttering them on a table, piling them up in drawers or attaching them all to the fridge door. Looking for creative ways to display children's artworks I found many interesting ideas how to store and display chosen pieces of art, making our house look good at the same time. Setki prac Co zrobić ze 125 pracami plastycznymi wykonanymi przez nasze dziecko... w miesiącu? Odkąd Korni poszła do przedszkola, niemal codziennie przynosi do domu rozmaite "cuda", nie wspominając licznych rysunków, malunków i craftów robionych ze mną w domu. Do tego dochodzi fakt, że mam dwoje dzieci, z czego młodsze nie bez przyczyny zyskało w naszym domu ksywę "Picasso". Mając przeczucie, że istnieje jakaś lepsza metoda niż składowanie prac na kuchennym stole, upychanie ich w szufladach lub zagracanie nimi drzwi lodówki, znalazłam w internecie kilka ciekawych inspiracji na ten temat. Wszystkie są super i skorzystam z co najmniej kilku. Mam już nawet zamówiony napis na ścianę w dziecięcym pokoiku, pod którym stworzymy małą galerię sztuki. Selekcja Jako kochający rodzice intuicyjnie pragniemy docenić działalność plastyczną naszych dzieci. Z drugiej strony, liczba ich prac plastycznych jest tak ogromna, że nie sposób przechować wszystkiego. Założę się, że nim dziewczyny osiągną wiek szkolny, ich pracami z powodzeniem można by wytapetować ściany Luwru, a przecież w domu mogę im poświęcić tylko jedną ścianę. Poza tym, nie czarujmy się, nie każda kolorowanka przyniesiona z przedszkola zasługuje na pamięć potomnych. Z tych przyczyn należy regularnie dokonywać selekcji. Od razu powiem, że mój mąż ma większą skłonność do pozbywania się makulatury (uuups), ja kieruję się natomiast pewnymi kryteriami. Zazwyczaj zachowuję prace w jakimś sensie wyjątkowe: mam na przykład słabość do wszystkiego, co "pierwsze" i zachowuję takie rzeczy w ramach kultywowania rodzinnych tradycji. Mam więc pierwszą wyklejankę Korni, jej pierwszą kartkę świąteczną, pierwszy list do Gwiazdora. Poza tym oceniam pracę pod względem unikatowości: zachowuję rysunki dowolne, a pozbywam się sztampowych kolorowanek. Jeśli więc chodzi o prace robione "z metra", czyli takie, które wywieszone w przedszkolnej sali wyglądają identycznie, zatrzymuję jedną, może dwie w półroczu. Datowanie Czasem o tym zapominam, ale to takie ważne! Każdą pracę należy opatrzyć datą, bo pamięć jest zawodna, a dziecko zmienia się i rozwija w niesamowitym tempie! Przechowywanie Wybrane prace przechowujemy w domu w dużej teczce, gdzie wyklejanki spoczywają bezpiecznie w koszulkach, w obawie przed zniszczeniem. Prac 3D nie przechowujemy zwykle dłużej niż tydzień. Jeśli są naprawdę unikatowe (obiektywnie lub subiektywnie :)) robimy im zdjęcia. Dobrym pomysłem może być korzystanie z aplikacji ARTKIVE lub Keepy. Eksponowanie Kilka pomysłów wprawiło mnie w zachwyt. Podziwiam ludzką kreatywność i jestem wdzięczna Bogu i ludziom za internet! Oto kilka wspaniałych propozycji na wyeksponowanie dziecięcej twórczości: 1. Ściana sztuki - z bloga "A Girl and a Glue Gun". 2. Lodówka inaczej z "How Does She?" 4. I klamerek 5. Z przesłaniem (cytat w formie naklejki ściennej już do nas jedzie) 6. Wreszcie, twórczość dziecięcą można sfotografować i opublikować w formie plakatu (kolaż) lub fotoksiążki: And now... let's create! |
TwórcaMałgosia. W dzieciństwie marzyła o tym, żeby zostać aktorką, tancerką, autorką książki i nauczycielką. Została tą ostatnią. Prywatnie mama dwóch małych dziewczynek, lubiąca wypełniać swój dom twórczą aktywnością i zapachem pieczonego chleba. Archives
Luty 2018
Kategorie |