HOMEMADE SIDEWALK PAINT My kids enjoy using sidewalk chalk to draw with while being outdoor. A variation of the classic chalk, its liquid sister will allow the children to create beautiful paintings in front of your door. Just mix water, cornstarch and food coloring together in a cupcake tin. Then, hand your kids some paint brushes and watch them go to work! I made our first sidewalk paint last week. It took me max. 5 minutes to prepare it. Painting the sidewalk gave all of us so much fun! DOMOWA FARBA CHODNIKOWA
Moje dzieci bardzo lubią rysowanie po chodniku. Zawsze trzymam więc przy drzwiach wejściowych pudełko kredy chodnikowej. W Wielkanoc zając przyniósł nawet Nataszy kredę z brokatem, choć trzeba naprawdę wytężyć wzrok, żeby dojrzeć jej rzekomy błysk. Fajną alternatywą kredy chodnikowej jest jej płynna siostra - farba, którą oczywiście w bardzo prosty sposób można zrobić samemu. Pomieszaj szklankę skrobi kukurydzianej ze szklanką wody (robiłam to w słoiku), rozlej mieszankę w zagłębienia formy do muffinek dodając odrobinę barwników spożywczych i voila! dzieci bez chwili namysłu zamienią chodnik przed twoim domem w tęczową krainę. Pierwszą farbę chodnikową umieszałam tydzień temu. Zrobienie jej zabrało mi max. 5 minut, a zabawa była przednia. Uwaga! Radzę wcześniej zdjąć najlepsze sukienki!
0 Komentarze
A little ball of playdough in tiny hands opens up a range of possibilities for creative play. In our house playdough has been cookies, pizza, snowmen, snakes, monsters, princesses, dinner, dogs, ice-cream, and on and on and on. Educationally, playdough touches upon almost every aspect of development and learning. It helps kids explore the world around them, promotes new language, develops fine motor skills, and above of all, gives the opportunity to spend time in a creative and enoyable way. Its advantages are almost endless. Below you will find our favorite "playdough basics". Kulka ciastoliny w ręku dziecka może zdziałać cuda! Możliwości twórczej zabawy z tą plastyczną masą są niemal nieograniczone. W naszym domu ciastolina była już ciasteczkami, pizzą, bałwankiem, potworkami i księżniczkami, kolacją, pieskiem, wężem... mogłabym chyba wymieniać bez końca. Edukacyjnie, ciastolina dotyka prawie każdego aspektu nauki i rozwoju dziecka. Jest niezastąpionym narzędziem sensorycznej zabawy, pomaga w rozwoju motoryki małej, daje pole do rozwoju języka i szeroko pojętej kreatywności. Zalety ciastoliny są naprawdę ogromne. Oto kilka naszych ulubionych zabaw z ciastoliną: 1. Kreatywne maty Kilka kulek kolorowej masy i karta z zadaniami. Możliwości jest wiele. Kolacja z ciastoliny w absolutnie samodzielnym wykonaniu czterolatki po prostu uwiodła moje serce! Ostatnio bawiliśmy się przy pomocy playdough mats ze strony picklbums.com, ale mnóstwo ciekawych, gotowych pomysłów na zabawę można też znaleźć na playdoughtoplato.com. 2. Potwory i Spółka Oprócz ciastoliny potrzebne są jeszcze małe oczka i wykałaczki. Reszta należy do dzieci. To znaczy do Spółki. 3. Zabawa w "zrób co chcesz".
Najbardziej twórcza z twórczych zabaw. Wystarczy podsunąć dziecku kilogram ciastoliny i miseczkę dodatków (np. korali lub guzików), a spod małych rączek wyjdą cudeńka. U nas były to ciasteczka i wyspy skarbów, a po 15 minutach pokój córek zamienił się w pierogarnię. Zrobienie swojej własnej ciastoliny jest jednym z najłatwiejszych i najtańszych zajęć plastycznych na potrzeby domowe. Jest to też bezsprzecznie nasza ULUBIONA zabawa. Playing with homemade playdough is one of the easiest, quickest to set up and cheapest activities of all. It is also our FAVORITE one. My kids love playing with homemade playdough because... - it is soft and smells nice - they can decide on its color - they can have as much playdough as they need, (whenever they want it) - it fits lots of their ideas (e.g. "baking" artificial pancakes and cookies or making little snails and monsters) - they can lick it without making their mummy mad ;-) I love making homemade playdough because... - it is easy to make and very cheap - it is one of those activities in which the process of making something is as important as playing with it - making a big batch of playdough allows my kids to use it creatively and expressively. I have my own cooked homemade playdough recipe which I have been using forever. This week though, I started experimenting with a no-cook recipe and it worked as well! Plus, we made our playdough smell nice (adding almond-scented oils) and look nice (adding glitter). Dzieci kochają domową ciastolinę, gdyż...
Mogą jej mieć całe mnóstwo- ile chcą i kiedy chcą. Mogą decydować o jej kolorze i zapachu, a że jest nietoksyczna, to nikt nie wścieka się, gdy ją poliżą ;-) Można się nią bawić na różne sposoby, w różne dziewczyńskie zabawy ("pieczenie" pizzy i ciasteczek lub też lepienie potworków i ślimaków). Mama kocha domową ciastolinę, gdyż... Jest MEGA tania! W zaledwie 5 minut można wyczarować kilogram kolorowej masy w cenie ok. 2 złotych. Mając duży zapas ciastoliny dzieci bawią się w sposób nieograniczony i superkreatywny, co (poza dumą z powodu poczynań latorośli) daje mamie także chwilkę dla siebie. Na małych buziach wielki uśmiech, a w ustach mamy smak, uwaga, gorącej kawy. Przepis na ciastolinę Od dawna używam mojego własnego, na błędach wypracowanego przepisu na ciastolinę. W tym tygodniu odkryłam, że ciastolina równie dobrze wychodzi bez gotowania. Poeksperymentowałyśmy też z dodawaniem olejków zapachowych (tym razem był to olejek migdałowy do ciasta) i brokatu. Przepis: 2 szklanki mąki 1 szklanka soli 2 łyżki oliwy 2 łyżki kwasku cytrynowego 2 niepełne szklanki gorącej wody barwniki spożywcze, olejki do ciasta, brokat. Amen. At first glance, Georges-Pierre Seurat's A Sunday on the Island of La Grande Jatte seems to be a portrait of a sunny day in a park. However, a closer look at the Neo-Impressionist's most famous work reveals much more. This piece of art is made up of millions of dots. The vibrant composition of tiny, multi-colored dots allow the viewer's eye to blend colors optically, even though they are not mixed on the canvas. For example, a purple dress that we see from the distance is actually made of red and blue dots. It took Seurat more than two years to complete the painting and it made him the father of a new technique - pointilism. Now... we used to call Natasza "Picasso" - she's been painting eagerly since she was a little baby. After introducing the idea of painting with dots, I could call Kornelia "Seurat" - she has so much patience with a q-tip pointilism. We’ve done this a couple times already. It is quick to set up and has a soothing effect! Niedzielne popołudnie na wyspie Grande Jatte Na pierwszy rzut oka, Niedzielne popołudnie Georgesa Seurat to obraz przedstawiający sielankową scenkę ludzi odpoczywających w parku w słoneczny dzień. Jednak gdy przyjrzymy się mu bliżej, to najbardziej znane neoimpresjonistyczne arcydzieło objawia dużo więcej. Zostało ono bowiem namalowane przy pomocy milionów różnokolorowych ... kropek. Oko odbiorcy "zlewa" wszystkie te kolory, mimo że w rzeczywistości nie są one połączone na płótnie. W rezultacie to, co widzimy jako fioletową suknię, tak naprawdę zostało namalowane za pomocą czerwonych i niebieskich kropeczek. Stworzenie obrazu zajęło Seurat aż dwa lata i uczyniło go ojcem techniki pointylizmu. Kiedy Nataszka była mała, często nazywaliśmy ją "Picasso", gdyż od maleńkości uwielbiała malować. Teraz w zasadzie moglibyśmy Kornelię przechrzcić na "Seurat" - tak wiele w niej cierpliwości do pointylizmu! Bawimy się tą techniką już od jakiegoś czasu i bardzo to lubimy. Pointylizm w dziecięcym wydaniu jest superszybki do zorganizowania, wycisza i uspokaja. Pointylizm dla dzieci Z początku używałyśmy farb plakatowych. Za pierwszym razem dałam dziewczynom okrągłe, papierowe talerze do udekorowania techniką pointylizmu. Kornelka podchwyciła temat, a dwuletnia Nataszka jak zwykle zrobiła to po swojemu. Użycie patyczków do uszu zamiast pędzelków okazało się bardzo atrakcyjne dla obu dziewczynek. Kolejnym razem dałam im czarny papier techniczny, na którym narysowałam najpierw kilka kształtów. Obie chętnie wypełniły je małymi kropeczkami, tym razem używając drewnianej końcówki pędzelka. Dzięki czerni nasza zabawa z kropeczkami zyskała nowy wymiar. Naszym najnowszym odkryciem są akwarele w płynie. Farba jest absorbowana przez papier i kropeczki prezentują się trochę inaczej. Widzę też, że Natasza zaczęła chętniej "kropkować".
Powszechnie wiadomo, że Walentynki nie są czysto polską tradycją. Ale w związku z tym, że każda okazja do rodzinnego świętowania i budowania relacji jest dobra, wczorajszy dzień był u nas w domu wyjątkowy. Najpierw zjedliśmy na śniadanie czekoladki (!). Przed pójściem do przedszkola dziewczynki zrobiły z tatą walentynkowe serduszka, a po powrocie wykonały z mamą drzewka miłości. Prace plastyczne wyszły przeuroczo, a przy okazji spędziłyśmy ze sobą miłe chwile pełne refleksji nad tym, kogo i jak bardzo kochamy. Sztuka daje nam tyle powodów do radości i zacieśniania więzów! Everybody knows that Valentine's Day is not a purely Polish tradition. Nevertheless, I enjoy absolutely every occasion to celebrate, bond and connect with my family. This is why, yesterday we had chocolates for breakfast (!), the girls produced Valentine hearts with daddy in the morning and they made the Tree of Love with mummy in the afternoon. The effect of our "work" is really cute. Plus, the craft gave us the opportunity to talk about people (and dogs!) that we cherish and love. Arts gives us so many reasons to reflect and feel family bonding... 1. First, we took the girls' hand and arm prints on a piece of paper. We actually made a number of arm prints. It continues to be one of their favorite art activities - that's why we took so many! 2. While the "tree trunks and branches" were drying out, I cut out many paper hearts of varying sizes, shapes and colors. (I simply folded decorative paper in half and cut out a half of a heart shape along the fold. Many times.)
3. We sat around the table and the girls started decorating their trees. They were choosing a heart for every single person that came to their mind. I obviously helped them mark the hearts with the names of their beloved family and... dogs, which they later glued to the tree. I must say, we have poured a lot of love into this Valentine Tree! TIP: To create a 3D heart effect, apply the glue to the center of the heart and allow the edges to naturally fold away from the surface. We've done this activity for the first time and I must say, IT IS AMAZING! It gave us so much magic and fun! To była nasza pierwsza przygoda z malowaniem przy użyciu soli. Zakochałyśmy się w tym magicznym zajęciu od razu! Przepis na solne malowanki jest niebywale prosty i na pewno już wkrótce powtórzymy tę wspaniałą zabawę. Salt painting recipe Przepis na solne malowanki
1. Nakreślamy klejem dowolny wzór na kawałku sztywnego papieru. 2. Następnie obsypujemy klej solą. 3. Maczamy pędzelek w płynnej akwareli i delikatnie prowadzimy go po wzorze. Obserwujemy jak sól w cudowny sposób pochłania farbę, a akwarela "podróżuje" w obu kierunkach. CZARY MARY, HOKUS POKUS, GOTOWE!
We are looking forward to Christmas! Christmas tree is already decorated, presents purchased (I am so happy!!!) and the Advent Calendar almost emptied. I feel happy and peaceful - it is probably because I haven't even left the house on any special Christmassy mission (unless you count taking my daughters to the shopping mall by train, just for the sake of going by train). Celebrating Advent with gingerbread baking, making greeting cards, decorating our house and praying every evening with my family have already tuned me in... There is only one thing I haven't got round to do - the family calendar with its special photo session. Every time I look at the last year's calendar - I smile. It's been only a year and my kids have changed so much! Radosne oczekiwanie Nie możemy doczekać się Świąt! Być może dzieje się tak dlatego, że w tym roku naprawdę celebrowaliśmy Adwent - upiekliśmy pierniki (trzy rodzaje), ubraliśmy choinkę, udekorowaliśmy dom, zrobiliśmy i wysłaliśmy kartki z życzeniami. Co niedzielę odpalaliśmy kolejną świecę z adwentowego wieńca, a co wieczór modliliśmy się całą rodziną. Dzięki sklepom internetowym oszczędziliśmy sobie Bożonarodzeniowych misji specjalnych (nie licząc jednej wyprawy do centrum handlowego, które znajduje się na dworcu w Poznaniu - tylko dlatego, że dzieci chciały przejechać się pociągiem). Czujemy się więc świątecznie nastrojeni :-) Niestety jeden plan nie wypalił: nie znaleźliśmy czasu na przygotowanie rodzinnego kalendarza, bo wymagałoby to zorganizowania "sesji" zdjęciowej. W ubiegłym roku zrobienie tych zdjęć zajęło nam kilka godzin, choć przyznam, że dzięki rozmaitym stylizacjom, było to bardzo wesołe doświadczenie. Za każdym razem, gdy spoglądam na ubiegłoroczny kalendarz - uśmiecham się. Minął zaledwie rok, a dziewczynki tak urosły!!! Styczniowa fotka była zrobiona jako ostatnia, pod koniec kilkugodzinnej zabawy w kalendarz. Wszyscy byli już bardzo zmęczeni. Z kostiumów kąpielowych dziewczyny wskakiwały w futra i stroje narciarskie. Stylizacja wielkanocna To jedno z moich ulubionych zdjęć. Kwiecień usłany kwieciem... Majówka w barwach narodowych. Czerwcowe świadectwa i dyplomy. Letnia stylizacja w dzień grudniowy Półtoraroczna wtedy Nataszka nosiła jeszcze pieluszkę! Wrześniowe zbiory w sadzie. Motyw z parasolami w słoneczny poranek bawi nas do dziś. Nastrojowy listopad. To zdjęcie sprawiło nam największy kłopot, bo Nataszka była marudna i chciało jej się spać. Do dziś moja siostrzenica słysząc, że któreś z dzieci jest zmęczone, pyta czasem "tak jak przy grudniu?"
It’s hard to believe, but the countdown to Christmas has just started! I simply love the ritual of advent calendars to help count the days to Christmas. When I was a child, my mom used to trace my hands and feet on a sheet of paper 20 days before Christmas. I would decorate them and, day by day, cross off a finger or a toe. As the years went by, Advent Calendars got more and more extravagant. We are all familiar with an idea of cartboard collection of tiny chocolates. However, these rarely suit my taste (I mean both: the taste of chocolate and the aesthetics). Now that I have kids of my own, I want to carry on the tradition of counting down to Jesus' birthday. This year, though, I did what any artful mother would do… I made my own calendar! I must admit, there are many, absolutely gorgeous ideas that we can find in the internet. All in all, I came up with a super simple design that was really easy to make. Free printables available online made the thing even easier... Radosne oczekiwanie Trudno w to uwierzyć, ale właśnie rozpoczęło się radosne oczekiwanie Świąt Bożego Narodzenia! Uwielbiam rodzinny rytuał odliczania dni do Gwiazdki. Gdy byłam dzieckiem, 20 dni przed Świętami moja mama odrysowywała na kartce moje dłonie i stopy. Dekorowałam je świątecznie, a następnie, dzień po dniu, skreślałam po jednym paluszku. Lata później kalendarze adwentowe przerodziły się w komercyjny biznes. Wszyscy znamy ideę kartonowych pudełek z dwudziestoma czterema drzwiczkami, za którymi kryją się czekoladki. Niestety, rzadko kiedy gotowe kalendarze są w dobrym smaku: w przenośni i dosłownie... Nasz kalendarz Mając teraz własne dzieci, chcę kontynuować tradycję odliczania dni do Jezusowych urodzin. W tym roku zrealizowałam (wreszcie!!!) moje małe marzenie. Zrobiłam to, co zrobiłaby każda twórcza matka z artystyczną duszą: swój własny kalendarz. Muszę przyznać, że bezbrzeżny internet raczy nas tysiącem przewspaniałych pomysłów na kalendarzowy design. Ostatecznie jednak zdecydowałam się na stworzenie najłatwiejszego wzoru, do którego wykonania przyszły mi z pomocą gotowe szablony dostępne online. Przepis na najłatwiejszy kalendarz: - 24 papierowe torebki śniadaniowe (koszt 1.50 zł) - 24 drewniane klamerki (kupiłam klamerki dekorowane w sklepie "Tiger" za ok 10zł) - kawałek zwykłego sznurka - liczby od 1 do 24 (skorzystałam z dostępnego szablonu) Co do środka? No i tu zaczęły się schody :-) Obawa przed próchnicą walczyła we mnie z minimalizmem, w którego stronę coraz wyraźniej zmierza moje życie. W rezultacie fobia przed zepsutym uzębieniem dziatwy okazała się słabsza od fobii przed gromadzeniem niepotrzebnych gratów: zastosowałam kompilację drobnych słodyczy i naklejek (z przewagą tych pierwszych). Wiem, że wielu rodziców preferuje niespodzianki-zadania, typu: "upieczmy pierniczki", "napiszmy list do Świętego Mikołaja" lub "wykonajmy ozdoby na choinkę". Niestety (lub "stety"), w naszym domu są to atrakcje o charakterze codziennym i obawiam się, że nie przyniosłyby spodziewanego efektu. Zrobimy to tak czy inaczej. I jeszcze jedno: bardzo zależało mi na tym, aby kalendarz służył nie tylko dzieciom, ale i rodzicom. Początkowo myślałam o załączeniu złotych myśli, jakichś pięknych cytatów lub afirmacji. Ostatecznie postawiłam na prostotę: wydrukowałam 24 fragmenty Biblii wybrane przez Karolinę, autorkę House Loves. Jak pisze blogerka, wyselekcjonowane przez nią cytaty sprawiają, "że dzień jest lepszy, a noc przytulniejsza" :-) Fragmenty wkładam do środka wraz z niespodziankami dla dzieci, by od jutra zacząć wyjmować po jednym, przyczepiać je z zewnątrz torebki i kontemplować. Co by było, gdybym miała więcej czasu Może skusiłabym się wtedy na jeden z tych pięknych, chwytających za serce pomysłów: lamaisondeloulou.com snug-online.blogspot.com mrspolka-dot.com abeautifulmess.com mrprintables.com blog.heylook.fi Tymczasem...
Tymczasem nie możemy doczekać się jutra. |
TwórcaMałgosia. W dzieciństwie marzyła o tym, żeby zostać aktorką, tancerką, autorką książki i nauczycielką. Została tą ostatnią. Prywatnie mama dwóch małych dziewczynek, lubiąca wypełniać swój dom twórczą aktywnością i zapachem pieczonego chleba. Archives
Luty 2018
Kategorie |